Film "1944" Elmo Nüganen'a w fińsko-estońskiej produkcji miał swą premierę w lutym tego roku , a u nas przeszło to bez echa. Lecz przez dobę internetów są napisy skrojone ładnie i płynie , i zapewne prawidłowo, ale ja na języku estońskim się nie znam.
Trwający 100 minut film najpierw opowiada losy Estończyków walczących o naród po stronie Wermachtu , a następnie , przez śmierć jednego z nich , wątek urywa się i historia skupia się na losach Juri'ego , który walczy po stronie radzieckiej.
Osobiście , dla mnie było to pierwsze zetknięcie się z wojną w Estonii. Nie znajdziemy nawet jednego zdania o tym w podręczniku. Czy przez to film staje się skomplikowany? Myślę , że trochę tak , nawet jeśli reżyser i scenarzysta nie pochylają się aż tak bardzo szczegółowo nad różnymi aspektami ,a wiele rzeczy sami możemy wywnioskować , to jednak widać , że film nie był przygotowany na zagraniczny rynek.
Jednak historia nie skupia się nad przyczynami i sensem wojny , lecz bardziej na opowiedzeniu widzowi , bardo dobrze inteligentnie napisanej historii, która ma może kilka momentów schematyczności , które podchodzą pod kiepski melodramat. Dlatego twórcy odrzucają wiele faktów , choćby np.faktu ,że 44% estońskich żydów zostało zgładzonych , bo film skupia się tylko nad walką o ojczyznę , w którym każda ze stron uważa , że to ich strona jest jedyną słuszną i tylko oni mają racje. Film przez podstawy swych bohaterów niesie pacyfistyczne i pokojowe przesłanie. Wojna jest według twórców , instrumentem w rękach rządzących dla których nie liczy się to co czuje siłą wcielony do wojska człowiek , który musi walczyć przeciw swym pobratyńcą . Dla twórców nie a pełnego "stu procentowego " dobra i zła.
Realizacja stoi na wysokim poziomie , umiejętnym przemieszczaniu się kolejno różnorodnych scen , co nadaje dynamizmu. Minimalna muzyka oddaje odpowiedni klimat. Mimo kilku wpadek film koniecznie trzeba obejrzeć.