Strony

sobota, 24 października 2015

1944 - recenzja filmu

W Polsce kino z Europy Północnej ciągle uważane jest za bardzo niszowe , trudno dostępne , a jeśli już to wiele filmów , które miały premierę w naszym kraju są uważane za dosyć specyficzne i "dziwaczne".


Film "1944" Elmo Nüganen'a w  fińsko-estońskiej produkcji miał swą premierę w lutym tego roku , a u nas przeszło to bez echa. Lecz przez dobę internetów są napisy skrojone ładnie i płynie , i zapewne prawidłowo, ale ja na języku estońskim się nie znam. 


Trwający 100 minut film najpierw opowiada losy Estończyków walczących o naród po stronie Wermachtu , a następnie , przez śmierć jednego z nich , wątek urywa się i historia skupia się na losach Juri'ego , który walczy po stronie radzieckiej.


Osobiście , dla mnie było to pierwsze zetknięcie się z wojną w Estonii. Nie znajdziemy nawet jednego zdania o tym w podręczniku. Czy przez to film staje się skomplikowany? Myślę , że trochę tak , nawet jeśli reżyser i scenarzysta nie pochylają się aż tak bardzo szczegółowo nad różnymi aspektami ,a wiele rzeczy sami możemy wywnioskować , to jednak widać , że film nie był przygotowany na zagraniczny rynek. 


Jednak historia nie skupia się nad przyczynami i sensem wojny , lecz bardziej na opowiedzeniu widzowi , bardo dobrze  inteligentnie napisanej historii, która ma może kilka momentów schematyczności , które podchodzą pod kiepski melodramat. Dlatego twórcy odrzucają wiele faktów , choćby np.faktu ,że 44% estońskich żydów zostało zgładzonych , bo film skupia się tylko nad walką o ojczyznę , w którym każda ze stron uważa , że to ich strona jest jedyną słuszną i tylko oni mają racje. Film przez podstawy swych bohaterów niesie pacyfistyczne i pokojowe przesłanie. Wojna jest według twórców , instrumentem w rękach rządzących dla których nie liczy się to co czuje siłą wcielony do wojska człowiek , który musi walczyć przeciw swym pobratyńcą . Dla twórców nie a pełnego "stu procentowego " dobra i zła. 


Realizacja stoi na wysokim poziomie , umiejętnym przemieszczaniu się kolejno różnorodnych scen , co nadaje dynamizmu. Minimalna muzyka oddaje odpowiedni klimat.  Mimo kilku wpadek film koniecznie trzeba obejrzeć. 

sobota, 17 października 2015

"Cisza przed potopem" - wrażenia

Zabieranie się za taki wpis w sobotę , gdy już dziś , za parę godzin będzie miał swą premierę kolejny odcinek może wydawać się nieco dziwne , ale ostatnio zauważyłam , że znacznie lepiej tak ogląda się dwuczęściowe odcinki w Doctor Who , a i jeszcze to mój pierwszy "profesjonalny" wpis , więc jedziemy!

(Jeśli nie oglądaliście to są spoilery  , zresztą myślę , że w każdym mym wpisie recenzyjnym i wrażeniowym będą spoilery , bo po prostu nie umiem inaczej ).

Już od pierwszych chwil udało się to za co D.W uwielbiam ,czyli natychmiastowe zaciekawienie i radość z oglądania rosnąca z minuty na minute . Przez ten wstęp chyba już nigdy nie będę mogła normalnie słuchać Beethoven'a . Uwielbiam , gdy podczas oglądania filmu , czy serialu narracja jest tak poprowadzona , że ma się wrażenie , że bohater mówi coś tylko do nas , niby oglądają to miliony innych widzów ,a tylko do nas zwraca się "wygoglujcie to sobie". Wstęp i całkiem fajna , ale chyba tylko jednorazowa nowa czołówka gitarowa zapewniały mi świetny początek , lecz trzeba wrócić do poprzednich zdarzeń .

Punkt wyjścia w jakim zakończył się poprzedni odcinek mógł tylko dawać do myślenia , co tutaj wymyślą twórcy. I trzeba przyznać , że scenarzysta operuje historią niezwykle zręcznie i inteligentnie. Doktor cofający się w przeszłość , by rozwiązać zagadkę . Czy zmieni przeszłość ,czy nie ? Jaka jest tajemnica statku? Gdzie jest i jak wygląda potwór ? Wiele pyta się kłębi w głowie , a akcja rośnie.

Odcinek tak jak poprzednia dwuczęściowa historia rozdziela Doktora i Clarę , co bardzo niekorzystnie wpływa na postać Clary , bowiem jak do tej pory od początku sezonu scenarzyści nie mają zbyt wielkiego pomysłu na jej postać i jej postać jest bo jest i nic więcej.

Za to Doktor to zupełnie inna sprawa. Dwunasty miał już genialne momenty w "Pupilku wiedźmy" , a teraz przyciąga swą niezwykłą osobowością jeszcze bardziej i Capaldi udowadnia , że jest niezwykle charyzmatycznym aktorem . A Doktor z gitarą jest cool!

Postacie ze stacji również prezentują się świetnie i choć mają jeden cel , to różnorakie charaktery i lubi się ich od razu . I od dawna w tym serialu nie było tak dobrze napisanych postaci kobiecych.

 Odrobina fangirl zawsze spoko!
Ciekawi mnie koncept cóż to za Ministerstwo Wojny? Czyżby aluzja do finału ? A także dlaczego powiedział , że "ta regeneracja jest trochę nieudana "? Pewnie nie dlatego że "I am still not ginger".

Dużym rozczarowaniem była dla mnie charakteryzacja potwora. Sam koncept historii z Królem Rybakiem jest bardzo dobry , ale jego wygląd rozczarował mnie . Kojarzy się trochę z "The God Complex" , którego zbytnio nie lubię , ale nie miało to jakiegoś większego wpływu na świetne zakończenie.
Ocena: 9.7/10

PS: A ja na razie nie skarżę się na okulary soniczne , jak do tej pory prezentują się bardzo dobrze i pomyślnie spełniają swą role , zobaczymy co dalej . 
PS2 : Doktor naprawdę wygląda trochę jak Beethoven tylko , że nie w tej inkarnacji oczywiście : http://wordofthenerdonline.com/2015/10/time-doctor-week-95/

piątek, 16 października 2015

Oto przywitanie w niebycie , czyli mała próba na początek

Witam!
Pierwsze słowa już są , a więc dalej powinno pójść lepiej.

Witam jeszcze raz  w mym niebycie , który utworzony pod wpływem chorobowej chwili ma zamiar przekształcić się w wielki plan i projekt .Dziękuje że zawędrowałeś tu a może pozostaniesz tutaj na dłużej ...

Blog mój w żadnym wypadku nie pozostanie jedno tematyczny , ma zamiar kierować się w to co jest w danej chwili i co wyrabia się będzie w mym geekowym licealnym życiu , a może i przetrwa dalej . Nie wiem , ie jestem tego pewna , po wcześniejszych trzech próbach , ale kto wie , kto wie .